Dostojny starzec-mędrzec, który pierś wypręża do dekoracji jakimś orderem czy tytułem honorowym, po czym przemawia z zadumą i rozwagą, jako ten, kto z niejednego pieca chleb jadł, niejedno widział, niejednego doświadczył. Uosobienie rozsądku i rozwagi; żywa karta historii. Aż nagle coś w niego wstąpi, z dostojnika przemieni się w strasznego dziadunia, gniewem zakipi, grubym słowem rzuci, jakichś dyplomatów z wrażego politycznego obozu „dyplomatołkami” nazwie, zarzuci oponentom brak rozumu, honoru i krztyny przyzwoitości. Pokaże przy tym, że ma gdzieś zaszczyty, jakich dostąpił i potrafi z nich zrezygnować. Na przykład z zasiadania w kapitule Orderu Orła Białego. Onegdaj Bartoszewskiemu nie podobał się Prezydent RP, więc kapitułę porzucił, wymówił swój w niej udział. Gdy zmienił się lokator Pałacu Namiestnikowskiego, Bartoszewski znów jest w kapitule orderu, co ma oznaczać, że historia zatoczyła koło i świat wrócił do normy. Wychodzi więc na to, że szacowna kapituła została tu potraktowana jak podrzędna knajpa. Można w niej narozrabiać, wszcząć awanturę i z hukiem opuścić lokal, ale po kilku dniach można jak gdyby nigdy nic wrócić, bo szynkarz złego słowa nie powie – i tak nie znajdzie lepszych klientów…
O Władysławie Bartoszewskim znów jest głośno, gdyż chyba ponownie się przeobraził i zaprezentował kolejne swoje wcielenie. Głośno mianowicie o wywiadzie dla „Die Welt”, w którym to Bartoszewski zwierzył się niemieckim czytelnikom, że podczas okupacji nie miał powodu obawiać się hitlerowskiego oficera, lękał się zaś rodaków-donosicieli.
Głośno także o wypowiedzi Marty Kaczyńskiej, która zganiła Bartoszewskiego, zwracając uwagę, że pełni on teraz funkcję publiczną (ministra w kancelarii premiera) i nie powinien w taki sposób wypowiadać się za granicą.
Odpór słowom Kaczyńskiej dał ochoczo Tomasz Nałęcz, obecnie doradca Bronisława Komorowskiego. Przypomniał bogactwo doświadczeń pana Władysława, a pani Marcie zarzucił historyczną ignorancję, czyli, po prostu, brak rozumu.
Nie wydaje mi się, żeby wobec zjawiska donosicielstwa w społeczeństwie polskim lat okupacji należało przyznać żołnierzom-okupantom szczególne poczucie prawości. Można tak myśleć, zwłaszcza jeśli jest się boleśnie poruszonym faktem, że w społeczeństwie polskim donosiciele się jednak znaleźli. Mało to jednak polityczne biec z taką refleksją do niemieckiej gazety, gdy się występuje w roli członka ekipy rządzącej Polską. Stwierdzenie, że „oficer niemiecki” bez rozkazu nic nie mógł Bartoszewskiemu zrobić, więc nie stanowił zagrożenia, zaś Polak-donosiciel mógł zrobić rzeczy straszne bez żadnego urzędowego upoważnienia musi być przecież zrozumiane z całkowitym zachwianiem proporcji. Bo wyjdzie na to, że okupanci kierowali się prawem (surowym, ale prawem!), zaś okupowani – żądzą zaszkodzenia rodakom.
Oby w kolejnym zaskakującym wcieleniu prof. Bartoszewski nie doszedł do wniosku, że wobec ogromu zła drzemiącego w społeczeństwie polskim okupacja miała także pozytywny wymiar. Powie ktoś, że przesadzam, krzywdzę weterana i pluję na moralny autorytet. Cóż robić, skoro Władysław Bartoszewski ma taką zdolność przeobrażeń i zaskakiwania, że kiedyś może przecież zaskoczyć samego siebie…
Wacław Lewandowski
|