Tempo miejskiego życia w wielkich metropoliach nigdy nie zwalnia, pomimo że ludzie coraz liczniej uciekają na letnie wakacje. Wędrują w poszukiwaniu przygody, szukają odprężenia i oderwania się od codziennej rutyny. Statystyki dotyczące podróży lotniczych rosną nieustannie. Miasta się wyludniają, a powstałe w ten sposób luki natychmiast zastępują przybysze z innych stron świata, wypełniając swoim wielojęzycznym gwarem londyńskie muzea, restauracje i rozliczne turystyczne atrakcje. Komercyjne galerie są zamknięte na cztery spusty, trzymając w swoich witrynach zastępcze eksponaty, co zauważyłem w jednej z ważniejszych galerii na Mayfair. Ciekawe rzeźby, które poszedłem oglądać z polecenia, stały pięknie wyeksponowane, ale anonimowo, bez informacji, kto jest ich autorem. Sezon jesiennych wystaw wkrótce jednak nadejdzie.

|
Plakaty rozlepione w korytarzach metra i na londyńskich autobusach oznajmiają o nadchodzących atrakcjach. Royal Academy przygotowuje się do otwarcia ogromnej wystawy Edwarda Degasa, poświęconej tematyce baletowej, a zwłaszcza jego studiom ruchu. National Gallery otworzy wielką wystawę poświęconą pracom Leonarda Da Vinci. Obaj artyści są filarami szeroko rozumianej kultury europejskiej, a ich wpływ na postrzeganie sztuki nadal trwa, angażując wyobraźnię zarówno artystów, jak i miłośników sztuki. Czekam na te wystawy z uczuciem rosnącego apetytu.
Gwiazdą wystawy Leonarda będzie Dama z łasiczką, któśra przyjedzie z krakowskiego Muzeum Książąt Czartoryskich. Obraz ten jest mało znany szerszej publiczności, choć specjaliści uważają go za najpiękniejszy portret artysty, nawet lepszy niż słynna Mona Liza z paryskiego Luwru. Rozgłos, jaki uzyska krakowskie muzeum dzięki tej wystawie, przyniesie jeszcze więcej sławy dla miasta, które odzyskało z powrotem swoje zasłużone miejsce w poczcie najważniejszych miast na mapie kulturalnej Europy.
Przy okazji wystawy Degas w Royal Akademii warto zajrzeć do kameralnej Sackler Gallery na drugim piętrze, gdzie mieści się kolekcja węgierskiej awangardy fotograficznej ubiegłego stulecia przywieziona z Budapesztu, którą gorąco polecam. Artyści, tacy jak Brassai, Capa, Kertesz, Moholy-Nagy, to nowatorzy, których wpływ na rozwój fotografii jako sztuki jest niezaprzeczalny.
Bardzo lubię zaglądać do tej galerii. Wystawy są tam stosunkowo nieduże, a strudzone nogi i moja rozedrgana wyobraźnia może odpocząć podczas kontemplacji Taddei Tondo, rzeźby Michała Anioła Buonarrotiego. Jest to jedyna praca Michała Anioła na Wyspach Brytyjskich i Royal Academy jest dumna z jej posiadania. Obecnie eksponowana jest na stałe obok wejścia do Sackler Gallery razem z wieloma innymi pięknymi rzeźbami w znakomitej aranżacji wystawienniczej. Rzeźba w marmurze przedstawia Matkę Boską z Dzieciątkiem i małego św. Jana. Dla mnie jest to miejsce pielgrzymki. Jestem tam podczas każdej wizyty, jak narkoman w palarni opium. Mało kto o tym miejscu wie. Można tam usiąść i patrzeć w podziwie i medytacji albo rozważać wszelkie za i przeciw, snując przypuszczenia, czy ta słynna rzeźba jest niedokończona przez mistrza, czy też rzeźbiarz dokonał świadomego wyboru, zostawiając szkicowe fragmenty wbrew ówczesnym konwencjom, wyprzedzając zmieniające się koncepcje stylistyczne o kilkaset lat.
Parę tygodni temu widziałem inną wspaniałą pracę Michała Anioła w rzymskiej Bazylice św. Piotra. Pieta jest przepiękna i zarazem wzruszająca. Matka Boska płacząca nad martwym ciałem swego syna ma niezapomniany wyraz i symbolizuje całą esencję dramatu, który leży u podstaw chrześcijaństwa. Niestety, już nie można – jak kiedyś – podziwiać jej z bliska. Pieta padła ofiarą brutalnego ataku maniakalnego artysty uzbrojonego w młotek. Rzeźbie przywrocono oryginalny wygląd, ale już nigdy nie będzie nieskazitelna. My, a także przyszłe generacje, ponieśliśmy niepowetowaną stratę. Teraz można oglądać ją za parawanem z pancernego szkła pod czujnym okiem strażników.
Dla Michała Anioła Rzym był miastem zaadoptowanym z pewnymi oporami, ale patronat papieża Juliusza II spowodował, że artysta odcisnął tam silne ślady swojej twórczości. Odwiedzając to miasto, trudno nie dostrzec piętna pozostawionego przez drugiego słynnego rzeźbiarza, architekta i – podobnie jak w przypadku Michała Anioła – prawdziwego człowieka Renesansu. Był nim Giovanni Lorenzo Bernini. Obydwaj artyści pracowali i zostawili ślad swojego geniuszu w Bazylice. Słynna kopuła zaprojektowana została przez Michała Anioła, który nie dożył końca jej konstrukcji. Bernini w zasadzie dopilnował reszty prac budowlanych i końcowego wystroju. Cień sławy poprzednika był trudny do pokonania, ale niezwykły młodzieńczy talent od razu został zauważony przez wpływowych patronów. Najsłynniejsze z architektonicznych osiągnięć Berniniego to kolumnada otaczająca Plac św. Piotra. Jej imponujące rozmiary jednocześnie czerpią inspirację i rywalizują z największymi budowlami Imperium Rzymskiego. Kolumnada stoi w trzech rzędach przykrytych krużgankiem, na którym stoi około sto trzydzieści rzeźb przedstawiających dostojników kościelnych oraz świętych.
Talent Berniniego nie miał granic. Jego nowatorstwo w architekturze było związane z monumentalnymi projektami rzeźbiarskimi. Wprawdzie wiele muzeów świata ma przykłady twórczości tego znakomitego artysty, a w Londynie zobaczyć je można w Victoria & Albert Museum, nigdzie jednak nie widziałem więcej dzieł zgromadzonych pod jednym dachem niż w kolekcji Villa Borghese. Poza imponującą liczbą dzieł, co wyróżnia Berniniego od innych? Głównie techniczna wyobraźnia i wirtuozeria, wyzwalająca twórczą energię na skalę nigdy dotąd nieosiągalną. Co dotychczas było uznawane jako niemożliwe do wykonania ze względu na strukturę i wytrzymałość materiału, temu Bernini zaprzecza, demonstrując triumf kunsztu nad materią. Jego marmurowe draperie fruwają jak delikatne tkaniny unoszone powiewem wiatru, a rumak króla Francji unosi się w obłokach, podkreślając niebiański związek absolutnej władzy Ludwika XIV.
Nie można w kilku zdaniach opisać wagi tego twórcy. Wystarczy dodać, że zarówno w jego rodzinnej Italii, jak i w całej Europie, a także dalej poza nią wpływ Baroku w wydaniu Berniniego mobilizował twórców, którzy na ogół zaledwie próbowali mu dorównać. Ja sam, jako początkujący rzeźbiarz zaglądałem do książek o sztuce na półkach biblioteki mojego dziadka. Były tam książki z zakresu historii sztuki, encyklopedie, poezja i wielka literatura. Książki o sztuce fascynowały mnie szczególnie, a pomiędzy nimi były dwie, które wywarły na mnie największe wrażenie. Pierwsza zawierała rysunki Michała Anioła, a druga – zdjęcia dzieł Berniniego. Znajdowała się w niej fotografia fragmentów rzeźby zwanej popularnie Ekstaza św. Teresy. Przymknięte oczy, głowa odrzucona do tyłu, półotwarte usta nasuwały myśli oddania absolutnie cielesnego, a nie niebiańskiego, działając elektryzująco na moją młodzieńczą wyobraźnię. Nie zastanawiając się długo, zrobiłem bryłę gipsową, w której z zapałem starałem się wyrzeźbić podobną formę.
Wiele lat później pewien paryski marszand sztuki przywiózł do mojej pracowni duży karton zawierający rumowisko terakotowych fragmentów, prosząc o pomoc w rozwikłaniu zagadki, co to pudełko zawiera. Po jakimś czasie pracy przed moimi oczami stały – bez cienia wątpliwości – dwa anioły zaprojektowane przez mistrza. Poczułem się dotknięty ręką historii – to jakby duch mistrza zawitał w moje skromne progi. Parę tygodni temu w Rzymie to ja byłem pielgrzymem na jego bogatym progu. Miasto zalane sierpniowym słońcem opustoszało z prawdziwych Rzymian, a słynne ulice i place wypełniał jedynie turystyczny gwar.
Na nadchodzących wystawach Degasa i Leonarda spodziewana jest maksymalna frekwencja, dobrze więc już teraz zamówić bilety, aby uniknąć stania w gigantycznych kolejkach.
„Taddeo Tondo” Michała Anioła jest dostępne dla zwiedzających codziennie i bez opłaty.
Pokaźna kolekcja bozzetti (szkiców terakotowych) Berniniego znajduje się na internetowych stronach Harvard Museum.
|