Galeria Whitechapel działa z ramienia Arts Council of Great Britain. W tymże przedsięwzięciu wspomagana jest przez warszawski Instytut Adama Mickiewicza (IAM), będący organem władz polskich, powołanym w celach reprezentacji kultury polskiej na arenie międzynarodowej. W ścisłej współpracy bierze udział Instytut Kultury Polskiej w Londynie. Całość ogromnego programu działa na skalę europejską pod hasłem I-Culture. Jest to znakomita inicjatywa polskich władz, których okres prezydentury Unii Europejskiej nie ogranicza się wyłącznie do spraw ekonomiczno-politycznych, stawiając kulturę w samym centrum uwagi jako jeden z najważniejszych elementów łączących nasze narody. Na scenie brytyjskiej nad całością kampanii czuwa firma PR pod nazwą Idea Generation, która ze szczególną zręcznością wiąże rozliczne wątki wystaw, pokazów i koncertów. Wystawa malarstwa Wilhelma Sasnala jest jednym z głównych punktów tego rozległego programu.
Urodzony w Tarnowie w 1972 roku Sasnal zaczyna studia na Wydziale Architektury, lecz po zaledwie dwóch latach przenosi się na Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Ciekawy jest to początek, który owocuje współpracą kilku przyjaciół nad billboardami, czyli ogromnymi planszami reklamowymi. Prace tego typu i formatu weszły już w główne nurty sztuki amerykańskiej co najmniej od połowy ubiegłego stulecia. Na myśl nasuwają się wczesne ogromne obrazy Roya Lichtensteina, jak również niedawno eksponowane w Tate Gallery monumentalne gabloty podświetlonych zdjęć Jeffa Walla.
Polska sztuka zawsze wystawiała swoje czujniki na nowinki z szerokiego świata, nawet za czasów najmocniejszej izolacji politycznej i żelazna kurtyna nigdy nie zdołała nas odciąć od źródeł inspiracji pan-atlantyckiej. To właśnie migawki nowinek wybranych z gazet czy dzienników telewizyjnych, wyciętych fragmentów fotograficznych reportaży wydają mi się leżeć u podstaw tematyki angażującej wyobraźnię Sasnala. Światowe wiadomości są zmienne. Jednego dnia sensacją jest trzęsienie ziemi, tsunami czy katastrofa nuklearnej elektrowni i taki obraz znajduje się na wystawie, ewidentnie poruszając artystę do akcji. Innego dnia jakieś wydarzenie sportowe owocujące serią obrazów wyglądających jak indywidualne kadry z filmowej taśmy.
Wystawa niewątpliwie jest ciekawa. Przyjemnie jest nam, rodakom, widzieć kolejny polski sukces. Po zmarłym niedawno Romanie Opałce, wysoko cenionym po obu stronach Atlantyku, i sukcesach Mirosława Bałki, zarówno tu, w Anglii, jak i w szerszym świecie, Sasnal jest obecnie trzecim ciekawym artystą reprezentującym Polskę na szeroką skalę.
Mimo pewnych wątpliwości, moje pierwsze wrażenie po wejściu na wystawę było bardzo korzystne. Obrazy dobrane na pierwszy plan przez doświadczoną kuratorską ekipę zestawiono bezbłędnie. Na wprost wejścia jest obraz bez tytułu, ale z przydomkiem Hiena – płaski, graficzny, jak wycinanka zrobiona przez studenta architektury wnętrz, pokazuje kolumny aparatury hi-fi, z wylegującym się kotem, który ułożył się leniwie w poprzek zwieńczającego ją adapteru. Namalowany w 2008 roku, o wymiarach dwa na dwa metry, w stonowanych ugrach, działa właśnie jak wspomniany billboard.
Dalej, zwróciłem uwagę na cztery obrazy ujęte w serię Hardship (2009) – dwa z nich pokazują dzieci Sasnala leżące beztrosko na szerokim łóżku. Dwa następne w tej serii są ewidentnie tą samą sceną, ale zamazane kompletnie obfitą ilością farby. Dlaczego? Z dodatkowej informacyjnej tabliczki dowiadujemy się o „trudnościach”, z którymi artysta musi się zmagać, kiedy nie zawsze dopisuje ręka czy zamysł, kiedy ponosi porażkę. Ciekawe jest to zwierzenie, do którego na ogół artyści w swojej naturalnej samocenzurze nie dopuszczali. Nieudane rysunki na ogół trafiały do kosza na śmieci, czasami podsycając ogień w wyziębionej pracowni. Mam nadzieję, że jest to tylko jednorazowy przykład, coś w rodzaju opowiadania o własnym doświadczeniu, a nie początek niebezpiecznej choroby sukcesu, czyli budowania archiwum nawet z najbardziej trywialnych aspektów codziennego życia artysty, jak miało to niedawno miejsce na wystawie Tracy Emin.
Byłoby błędem wyłącznie chwalić Sasnala. Na wystawie zauważyłem sam i poznałem opinie rozmówców, w których krytycznie odnosili się do jego „zmienności”. Jest tam trochę pop-art i street art i action art, a nawet video art. Artysta zmienia style dowolnie.
Myślę, że przydałoby się trochę więcej koloru i jeśli wyjdziecie z wystawy Sasnala – którą polecam bez zastrzeżeń – właśnie z pewnym niedosytem koloru, to polecam Wam bardzo krótką wizytę w galerii pokazującej przepiękną serię serigrafii Andy Warhola poświęconej Brigitte Bardot, opartej na słynnym zdjęciu aktorki uchwyconym przez Richarda Avedona. Ta malutka wystawa jest w Gagosian Gallery.
Whitechapel Gallery, 77-82 Whitechapel High Street, E1 7Q; www.whitechapelgallery.org
Author wishes to express his grateful thanks to IDEA GENERATION
for providing material and expertly logistical help.
Wojciech A. Sobczyński
|