Czapki i szale cisnęłam na dno szafy i teraz mam za swoje – stoję na przystanku zębami wystukując alfabet morsa. Niech już jaśnie wiosenka zimną suką być przestanie i dłużej nam oczu nie mydli mdławym odcieniem kwitnących magnolii! Kątem oka dostrzegam żółtą plamę żonkili. Rzucam się na trawnik, czołgam z prawej do lewej, by kadr był jak najlepszy, by wiosnę w nim zatrzymać. Szur-szur. Szur-szur. Szuru-szur. Zatrzymuje się w kadrze najpierw jeden balkonik, potem drugi. Starowinki obrzucają mnie chłodnym spojrzeniem, po czym wychodzą. Z kadru. A ja, w niemym towarzystwie kominów Batersea Power Station, leżę i nieśmiało czekam na wiosnę.
Tekst i zdjęcie: Monika S. Jakubowska
|