– Chcemy się dzisiaj zastanowić, co takiego w polskiej kulturze i historii oraz w polskim charakterze narodowym sprzyja powstawaniu niezwykłych, oryginalnych powieści kryminalnych i thrillerów – powiedziała prowadząca spotkanie znana brytyjska dziennikarka Rosie Goldsmith. – Mimo że w Wielkiej Brytanii mieszka już milion Polaków, a polski stał się drugim używanym na Wyspach językiem, większość Brytyjczyków niewiele o Polsce i Polakach wie. Równocześnie jednak rośnie zainteresowanie polską crime fiction, a to dzięki tak uznanym autorom jak Marek Krajewski i Zygmunt Miłoszewski oraz prozaikom reprezentującym nowe, młodsze pokolenie. Mamy też Brytyjczyków piszących kryminały z polskimi bohaterami, żyjącymi w polsko-angielskiej rzeczywistości. A więc rzeczywiście, nadchodzą Polacy i mocno depczą po piętach Skandynawom, dotychczas najbardziej popularnym! – dodała Rosie Goldsmith, która zasiadła do rozmowy z pisarzami w Belgravia Bookshop nieprzypadkowo. Ta znakomita dziennikarka BBC jest zarazem pasjonatką i promotorką literatury obcej, tłumaczeń oraz nauki języków, a także osobą prowadzącą coroczną Noc Literatury Europejskiej w British Library i wiele innych wydarzeń literackich.
Autorzy – William Brodrick, Mariusz Czubaj, Anya Lipska i Joanna Jodełka – próbowali wyjaśnić, dlaczego wybrali dla siebie właśnie ten gatunek literacki, zgadzając się co do tego, że współczesna powieść kryminalna to coś znacznie więcej niż tylko poszukiwanie odpowiedzi na pytanie „kto zabił”. – Zbrodnia, jej czas, miejsce i przyczyny, ogniskują w sobie całą panoramę życia określonej społeczności, toteż współczesny kryminał mówi czytelnikowi więcej niż studium socjologiczne – powiedział Mariusz Czubaj, autor powieści 21.37, za którą otrzymał Nagrodę Wielkiego Kalibru dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej i sensacyjnej 2008 roku. – A tytuł mojej powieści to godzina śmierci papieża, którą wszyscy w Polsce pamiętają, w dodatku łatwa do przetłumaczenia… – dodał autor.
Laureatką tej samej nagrody (2010) jest Joanna Jodełka i jej książka Polichromia. Zbrodnia o wielu barwach, której akcja toczy się w środowisku poznańskich elit i duchowieństwa. – Kiedy kończąc studia z historii sztuki pisałam pracę magisterską na temat polichromii w gnieźnieńskiej katedrze, myślałam, że wolałabym inny, mniej żmudny temat. Ale mój promotor powiedział: Pisz o polichromii, nigdy nie wiadomo, kiedy to ci się w życiu przyda. I rzeczywiście, gdy postanowiłam napisać powieść kryminalną, bo najbardziej lubię kryminały, mogłam opleść intrygę wokół polichromii i jej skomplikowanej symboliki – wyjaśniła Joanna Jodełka. Detektywem jest tutaj sympatyczny poznański policjant, lecz czytelnicy najbardziej zachwycają się barwną postacią… jego matki, energicznej i elokwentnej polonistki. Zarówno 21.37, jak i Polichromia zostały przetłumaczone na język angielski i są do nabycia w brytyjskich księgarniach, podobnie jak powieści Marka Krajewskiego i Zygmunta Miłoszewskiego.
– W książce Czubaja i Jodełki w zbrodnie zamieszani są księża. Czy w wielu polskich kryminałach występują duchowni-przestępcy? – zapytała Rosie Goldsmith, budząc wesołość publiczności. – Nie, ale takie tematy będę się pojawiać coraz częściej, gdyż to jest bardzo poważny problem Kościoła katolickiego; ujawnione dotąd skandale seksualne z udziałem księży katolickich to zaledwie wierzchołek góry lodowej – wyjaśnił Mariusz Czubaj.
Anya Lipska, producentka filmów dokumentalnych dla brytyjskiej telewizji, wraz z mężem-Polakiem mieszka na londyńskim East Endzie, gdzie także toczy się akcja jej debiutanckiej powieści Where the Devil Can’t Go czyli po prostu „gdzie diabeł nie może…”. Detektywem-amatorem jest pokiereszowany przez życie polski budowlaniec, pan Kiszka, którego lata studenckie przypadły na czas „Solidarności” i stanu wojennego w Gdańsku, od wielu już lat mieszkający i pracujący w Londynie, zaś „babą” – drobna, bystra i brawurowa policjantka Kershaw. – Do napisania tej książki nie wystarczyły rozmowy z moim mężem – przyznaje się Anya Lipska. – Jako profesjonalna dokumentalistka przeczytałam olbrzymią ilość materiałów na temat Polski komunistycznej i „Solidarności”, między innymi także na temat księdza Jerzego Popiełuszki, będącego pierwowzorem jednej z książkowych postaci. Zdaję sobie sprawę, także jako czytelnik, że realia powieściowe nie mogą być wyssane z palca.
Zapytana o swoich ulubionych autorów wymienia trzy nazwiska – Andreas Camielliera, Fred Vargas i Marek Krajewski. – Chociaż myślę, że fantastyczny Eberhard Mock nie mógłby być brytyjskim bohaterem, to zbyt mroczna postać! – dodaje Anya Lipska.
Laureatem prestiżowej nagrody Crime Writers’ Association Gold Dagger (za powieść A Whispered Name, 2009) jest z kolei wytrawny brytyjski pisarz William Brodrick, autor Szóstej lamentacji, przetłumaczonej m.in. na język polski. Zanim poświęcił się pisarstwu, przeżył kilka lat w zakonie augustianów, pracował też jako prawnik. – Moja matka jest Polką, działała w polskim ruchu oporu, o którym Brytyjczycy nie mają najmniejszego pojęcia, gdy tymczasem wiedzą wszystko o francuskim, a to niesprawiedliwe! – powiedział William Brodrick. – Wplatam w moje powieści wątki polskie z czasów I i II wojny światowej, aby przybliżyć Anglikom polskie dramaty i tragedie. Na przykład przesłuchanie…
Po dyskusji, przy lampce wina rozpoczęły się rozmowy w kuluarach i prośby o autografy. Okazało się m.in., że wkrótce ukaże się nowy tom o panu Kiszce i sierżant Kershaw. Sądząc po Where the Devil Can’t Go, może to być kolejna opowieść próbująca pracowicie i solidnie (a niekiedy wręcz dydaktycznie) wyjaśnić brytyjskiemu czytelnikowi egzotyczny polski świat, lecz dla polskiego odbiorcy to przede wszystkim świadectwo jak widzą nas Brytyjczycy i pytanie, czy przekroczenie barier kulturowych jest w ogóle
możliwe.
Tęsknota za porządkowaniem
Panie profesorze, jest pan antropologiem kultury, a także poczytnym
autorem powieści kryminalnych. Czy może pan wyjaśnić, dlaczego ludzie tak chętnie czytają kryminały? Czy tylko dlatego, że mają one początek, rozwinięcie i zakończenie, bez męczących eksperymentów formalnych?
– Och, powodów popularności kryminału jest mnóstwo. Jedni czytają je, bo w ten sposób – sposób bezpieczny, bo fikcyjny – wkraczają w świat emocji i doświadczeń, które w życiu codziennym nie są im (można dodać: na szczęście) dane. Inni zagłębiają się w kryminał, by po raz kolejny spotkać ulubionych bohaterów. Sam tak czynię w przypadku powieści Johna D. Macdonalda albo Lee Childa. Dla innych powieść kryminalna to kopalnia wiedzy o świecie i mnogości kultur, ze zbrodnią w tle.
Czym tłumaczyłby pan wielki rozkwit powieści kryminalnej ostatnich lat?
– Współczesny kryminał jest już mniej zagadką, puzzlem, łamigłówką koncentrującą się wokół pytania: „kto zabił”. Ważniejsze jest to, że kryminał stał się panoramą społeczeństwa i może, tym samym, jest najlepszym kontynuatorem klasycznej prozy realistycznej, takim – parafrazując Stendhala – lustrem przechadzającym się po ulicach miast.
Mówi się często o odrębnych „szkołach literackich”, m.in. o kryminałach skandynawskich, angielskich czy francuskich, różniących się dość zasadniczo i mających innych czytelników. Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?
– Oczywiście, Mankell i Larsson to inny typ opowieści niż np. kryminały cozzy Caroline Graham, a Fred Vargas pisze jeszcze inaczej, ale nie przywiązywałbym szczególnej wagi do zróżnicowań, a raczej podkreślałbym to, co wspólne we współczesnych kryminałach, choćby rzeczoną panoramiczność. Owe podziały istotne są z rynkowego punktu widzenia, gdzie „towar” musi być poklasyfikowany i znajdować się na odpowiednich półkach.
Powszechnie uważa się, że ojcami crime fiction są Allan Edgar Poe i Arthur Conan Doyle. Kogo wskazałby pan jako ojca polskiej opowieści z dreszczykiem?
– Zdecydowanie podkreślam zasługi Marka Krajewskiego. To właśnie jego cykl o Breslau był trampoliną dla innych polskich autorów, a i wydawców, którzy dostrzegli, że warto inwestować w polski kryminał. Bez sukcesu Krajewskiego polski boom kryminalny pewnie nastąpiłby później.
W najnowszych polskich powieściach kryminalnych pojawiają się coraz częściej przestępcy i zbrodniarze w sutannach. Podczas spotkania w londyńskiej księgarni Belgravia Bookshop powiedział pan, że to, co wiemy o przestępstwach seksualnych polskiego kleru, to zaledwie czubek góry lodowej.
– Pięć-sześć lat temu, gdy pisałem 21:37, naprawdę bardzo mało wiedzieliśmy o tej ciemnej stronie życia Kościoła. Znamiennym faktem jest i to, że dopiero teraz – niewątpliwie pod wpływem papieża Franciszka – polski episkopat postanowił opubliko-wać „białą księgę” dotyczącą pedofilii w Kościele. Polski Kościół, ze względu na swą historyczną rolę, wciąż jest terenem zamkniętym i podlegającym tabu. Zadaniem kryminału jest także mierzenie się z rozmaitymi formami tabuizacji, jakkolwiek nie chciałbym uchodzić za autora „thrillerów kościelnych”. W najnowszej mojej powieści – Martwym popołudniu – piszę więc o inaczej pojętej Świętej Trójcy, czyli o styku polityki, biznesu i mediów.
Dlaczego naukowcy piszą kryminały?
– Tak zatytułowany wykład, żartobliwy mocno zresztą, wygłosiłem podczas festiwalu kryminalnego w Darłowie. Oczywiście – od tego właśnie zacząłem – nie wiem, dlaczego naukowcy piszą kryminały, wiem natomiast, że bliska jest im tęsknota za porządkowaniem świata. Kryminał, który zmierza od chaosu (zbrodnia jest jego przejawem) do porządku i wprowadzaniem świata w znane koleiny podobne tęsknoty zaspokaja. I niechaj będzie to przy okazji jeszcze jedna odpowiedź na pytanie, dlaczego czyta się krwawą literaturę.
Rozmawiała Julia Hoffmann
Mariusz Czubaj – profesor antropologii kultury, autor powieści kryminalnych. Razem z Markiem Krajewskim: Aleja samobójców, Róże cmentarne; w cyklu, którego głównym bohaterem jest profiler Rudolf Heinz: 21:37, Kołysanka dla mordercy, Zanim znowu zabiję. Tłumaczony na język angielski, niemiecki, turecki, ukraiński.
|