Historia się powtarza. Żadne zaklęcia tego nie zmienią. Żadne uczone analizy, żadne naukowe traktaty ani polityczne zabiegi biegu historii nie powstrzymają. Zrobi swoje najgorsze. Co gorsze, w imię doktryny intelektualnej czy religijnej. Co gorsze, w imię ideologii. Przyczyna leży w nas. W ludzkich genach, odczuciach i wierzeniach. Doktryny są bożyszczami ludzi głodnych mitów i intelektualnych wierzeń, i zabobonów. Zapewne lekko przynudzam. Proszę mi darować. Ale jestem dogłębnie znudzona i do granic wytrzymałości wkurzona. Wkurzona tym, co od dawna słyszę i obserwuję. Wkurzona zalewem bezmyślności, bezradności i głupoty lewacko-pseudotolerancyjnej. Wszystko to już przerabialiśmy. Kolejne pokolenia tego doświadczały.
|
Najazdy, podjazdy, wojny, gwałty, zniewolenia. Morderstwa i grabieże. Niszczenie dorobku, zabytków kultury i postępów cywilizacji. Zawsze pod hasłami ideałów przewrotnych doktryn dyktowanych rzekomo wiarą w lepsze jutro. Więc się nie dziwię żadnym atakom terrorystycznym. Żadnym! Tej nowej formie wojny, która toczy się już od dawna.
Trzeba ataku na Paryż, żeby świat rządzących nami polityków to sobie teraz uzmysłowił. Jesteśmy rządzeni przez grupę ludzi w globalnym świecie. Ludzi nie zawsze z wizją. Niekoniecznie politycznie odważnych. Często nieodpowiedzialnych. Często kierujących się interesami partyjnymi czy narodowo-partykularnymi. Nie stać nas widocznie obecnie na wielkich mężów stanu. Takich, którzy rozumieją potencjalne zło pod osłoną tolerancji i wyrozumiałości. Jesteśmy ich globalnymi ofiarami. Prowadzą nas od klęski do klęski. Od katastrofy społecznej do katastrofy politycznej. I to wszystko w oparach dymiących słów, nawoływań i zaklęć.
Czy ta wojna, która się teraz toczy, może być wygrana? Pewnie kiedyś wykrwawi się do końca, jak wszystkie inne wojny, ze skutkiem dla nas nieprzewidywalnym. Barbarzyńcy znowu stanęli u naszych bram. Tak jak kiedyś u bram Rzymu. Pisał o tym Edward Gibbon w słynnym dziele The History of the Decline and Fall of the Roman Empire. Pisał o podbojach, potędze, kulturze i cywilizacji rzymskiej. Analizował rzymskie najazdy, grabieże, bezprawie, zniewalanie ludów podbitych oraz o nadużyciach władzy, rozpuście i przeroście pewności o własnej potędze. Pisał i o tym, jak ta potęga runęła bezpowrotnie. Czy i nas to czeka? W tym naszym dekadenckim, rozbuchanym dobrobytem świecie nierówności, reklam, świateł i żądzy pieniądza. Czy i nas czeka zagłada? Tych naszych pięknych i podłych wartości?
Kiedy wybuchła wiosna ludów arabskich, nie miałam żadnych złudzeń. Z niedowierzaniem słuchałam i czytałam słowa uniesień i wiwatów na cześć zwycięstwa demokracji. Demokracji w świecie arabskim? W świecie przywiązanym do rządów totalitarnych? W świecie żyjącym własnymi odrębnymi tradycjami, religią i kulturą? Polityczna naiwność zachodnich polityków oraz wywody niektórych publicystów i psychologów przerażały mnie.
W Stanach Zjednoczonych po ataku Zachodu na Irak wylewano do rynsztoków francuskie wino. Wyrzucano do śmieci francuskie frytki. Bo przewrotny prezydent Francji i jego rząd odmówili udziału w tym szaleństwie. Dziś wszyscy Amerykanie – i nie tylko – śpiewają Marsyliankę. Terroryści uderzyli w serce Francji mimo jej ówczesnej postawy. Dlaczego? Za winy jej kolonialnej historii? Czy dlatego, że Francja okazała się dla Arabów macochą?
Ostatni atak na Paryż to wojna o kalifat w Europie. Ci, którzy wygrywają wojny na większą lub mniejszą skalę, prawie nigdy nie potrafią zaprowadzić sprawiedliwego pokoju. A ci, którzy potrafią zaprowadzić sprawiedliwy pokój, nigdy nie wygrywają wojen. Nie ja to wymyśliłam, ale Winston Churchill.
Głęboko współczuję Francji, boli mnie jej ból. Ale przewrotnie pamiętam, jak z początkiem II wojny światowej Francuzi uciekali z Linii Maginota, jak się poddawali Niemcom i jak z Niemcami kolaborowali. Czy jest sens przypominać to właśnie teraz? I czy jest sens wyciągać z tego jakieś wnioski? Chyba nie. Chociaż nie wiem. A patrząc na te nieludzko potraktowane przez wojnę w Syrii i nierówności społeczne tłumy bezdomnych uchodźców, przypominam sobie nasz polski exodus po atakach niemieckich. Nie hitlerowskich, nie nazistowskich– jak się teraz to nazywa – ale niemieckich. I rozpamiętuję wszystkie krzywdy, morderstwa, okrucieństwa i wysyłki zadane mojemu narodowi. Przez Niemców i przez Sowietów, w imię ideologii i doktryn. Te dwa określenia – doktryna i ideologia – straszą mnie po nocach. Ale jak nazwać reguły, które dawałyby nam poczucie sprawiedliwości społecznej i bezpieczeństwa? Może społeczną równością? Niedościgłe marzenie. Ta nasza nierówność społeczna, brak dobrobytu powszechnego, ta nasza uboga Polska, może się jednak na razie ostanie fali obcych kulturowo przybyszy. Czego jej życzę. I mam nadzieję, że się temu oprze nasz nowy rząd. I to mimo i wbrew różnym w kraju i Europie naciskom. Oprze się, rozumiejąc sytuację w Szwecji, Niemczech, Wielkiej Brytanii i we Francji, rozumiejąc zagrożenie, mimo najlepszej woli, współżycia obcych sobie kultur i religii.
Podła jest ta nasza ludzkość. Nieludzka i nieprzewidywalna. Gorzko tego żałuję. A szatani w nas są odporni na wszelkie egzorcyzmy. Szczęśliwi ci, którzy wierzą w wielką moc aniołów. Ja też bym chciała. W każdej wojnie mniej liczy się słuszność, o jaką walczymy. Liczy się tylko zwycięstwo. George Orwell napisał: „Wojna to pokój. Wolność to zniewolenie. Siłą jest ignorancja”. A nie mówiłam? Mówiąc o ignorancji naszych przywódców?
|