Kuracja wstrząsowa nie wyjdzie polskiej piłce na dobre, gdy będzie jedynie zagrywką pod publiczkę. Wszelkie spekulacje na temat konsekwencji tego kroku prowadzą do wniosku, iż jest to działanie wielce ryzykowne, wręcz graniczące z chodzeniem po linie. Bez względu na restrykcyjne decyzje, jakie zapadną na poziomie FIFA i UEFA, wiadomość o wprowadzeniu kuratora jest bodaj najbardziej wymarzonym prezentem dla Michała Listkiewicza – gdy tylko sytuacja wróci do „normy”, to natychmiast pan Michał będzie miał do dyspozycji kilka dodatkowych miesięcy władzy, które przeznaczy na powolne przygotowania do „kolejnych, demokratycznych wyborów”.
Wprowadzenie kuratora do PZPN było decyzją, której domagaliśmy się już od lat! Ale wprowadzenie jej akurat teraz to nie tylko szok w strukturach polskiej piłki, ale także wyraz skrajnej nieodpowiedzialności, a – w perspektywie najbliższych miesięcy – może nawet i głupoty.
Gdy oglądam w telewizji Listkiewicza, który mówi, że nadal zajmuje się organizacją Euro 2012 i ma zapewnienie od ministra Drzewieckiego, że nie będzie zmian w sztabie przygotowań do tej imprezy – to czuję się niczym facet robiony w balona.
To jak to jest, panie ministrze Drzewiecki? Skoro Listkiewicz w PZPN był na tyle „be”, że konieczne było wprowadzenie do związku kuratora, to dlaczego ten sam Listkiewicz liderujący organizacji Euro 2012 jest już „cacy”? Prawda, że jest to nieco dziwna konstrukcja logiczna? To zupełnie tak, jakby sprzedając zepsute jaja, wystawił pan reklamę z napisem:
„Jajeczko częściowo nieświeże”…
W polskiej piłce niespodziewana wiadomość wzbudziła skrajne odczucia. Jan Tomaszewski twierdzi, że jest to jeden z największych dni w historii polskiej piłki. – Od lat namawiałem do „wariantu Putina”, czyli do rozwalenia tego wszystkiego do zera. Za kilka lat będziemy dumni z naszej piłki, ale już z nowymi ludźmi i sensownym zarządem. To nie był problem usunięcia Listkiewicza, ale ludzi z jego otoczenia. Marzenie Tomaszewskiego się spełniło. Teraz „Tomek” twierdzi, że po rychłym spotkaniu ministra sportu z Platinim i przedstawieniu dowodów obciążających władze PZPN, żadne restrykcje nam grozić nie bedą.
Ale to rodzi inne pytanie. Skoro minister Drzewiecki jest w posiadaniu informacji o przestępczej działalności szefów związku, to dlaczego nie wysłał stosownego zawiadomienia do Prokuratury. Prawda, że to dziwne…?
Skoro dla ministra Drzewieckiego liczy się niemal drakońskie przestrzeganie prawa w polskim sporcie, to rodzi się pytanie: od kiedy tego prawa broni?
Czy pan minister nie pamięta, dlaczego wcześniej nie popisał się taką konsekwencją w działaniu na rzecz zwalczania patologii w futbolu?
Skoro kontrola do PZPN wysłana została na początku sierpnia, a afera w polskiej piłce jest medialnie znana od kilku lat, to co robiło ministerstwo przez poprzednie miesiące?
Czy ta gra jest czysta, skoro tego samego dnia rano – jak przyznał na konferencji prasowej minister – obaj z Listkiewiczem pokazali się w znakomitej komitywie na budowie stadionu, a już wtedy Drzewiecki wiedział o skierowaniu wniosku przeciw PZPN, zaś Listkiewicz – jak stwierdził prezes PZPN – nie miał o tym pojęcia. Tak się chyba takich spraw nie załatwia, by potem mówić o uczciwości aż do bólu.
Zdaniem Antoniego Piechniczka, poniedziałkowa decyzja Trybunału Arbitrażowego – co organ PKOl uczynił na wniosek Ministerstwa Sportu – jest wielce ryzykowna. Zasadnicze pytanie to kwestia, dlaczego na takie posunięcie zdecydowano się niemal w przeddzień wyborów w PZPN – a dokładnie w przeddzień zamknięcia listy kandydatów…? A ryzykujemy sporo – szczególnie w kwestii wykluczenia z rozgrywek FIFA i UEFA oraz organizowania Euro 2012.
Dominująca w kuluarowych rozmowach wersja, iż ma to być gwarancją wyłonienia odpowiednich władz związku, jest „dość niemądra”. Bo też skąd mamy wiedzieć, że kolejni kandydaci będą lepsi – co piszę w kontekście grona wyłaniającego w głosowaniu przyszłego prezesa PZPN. Skoro PZPN jest zepsuty – to niech minister zrozumie, iż zepsuty jest cały związek, czyli jego struktury i procedura, a w końcu i delegaci, którzy wybrali tak fatalny zarząd. Jeśli to właśnie miał minister Drzewiecki na myśli, to sensowne jest pytanie, dlaczego roztrwonił tak wiele czasu, nie podejmując wcześniej stosownych kroków prawnych!!?
Wstawienie do PZPN kuratora właśnie teraz jest daniem zarządowi do ręki oręża, o jakim wcześniej nie mógłby marzyć. Teraz każde niepowodzenie sportowe – już nawet nie karne wyeliminowanie ze struktur światowych federacji czy przegranie meczów walkowerem – będzie szło na konto aktualnie nam panującej ekipy rządowej.
Kolejne pytanie to kwestia, czy wyrok nie będzie skutecznie zaskarżony. Tu chodzi o stosowne przepisy regulaminu Trybunału, czyli:
(§33) 1. Sekretarz Trybunału doręcza pozew stronie pozwanej z wezwaniem do złożenia odpowiedzi na pozew w terminie 14 dni od daty jego doręczenia.
(§34) 2. Kto ma interes prawny w tym, aby sprawa została rozstrzygnięta na korzyść jednej ze stron, może w każdym stanie sprawy, aż do zamknięcia rozprawy przystąpić do tej strony (interwencja uboczna).
Kontekstu pierwszego paragrafu nie trzeba nikomu tłumaczyć, a w wypadku drugiego pełne uprawnienia do wystąpienia w sprawie miała np. Ekstraklasa SA. Czy dano jej do tego szansę? I nie chodzi tu wcale o szukanie przez nas argumentów na korzyść PZPN, lecz o wątpliwą wartość prawną orzeczenia.
Reasumując, dobrymi chęciami to wybrukowane jest piekło, nieobecny w rozgrywce (przed sezonem – minister) zazwyczaj nie ma racji – a to zwykle prowadzi do wylania dziecka razem z kąpielą.
Ten spektakularny ruch trzeba było zrobić dużo wcześniej, ale nie teraz!! Zrozumie to wiele osób, obserwując już za kilka miesięcy uśmiechniętą twarz (znowu) prezesa Michała Listkiewicza…
Dariusz Jan Mikus
|