Nowy ambasador RP, Witold Sobków, w Londynie nie jest nowicjuszem. W londyńskiej Ambasadzie RP pracował na początku lat 90. na kilku stanowiskach. Później zmieniał miejsca pobytu, ale pozostawał w sferze anglojęzycznej. Z wykształcenia jest filologiem (ukończył dwa kierunki – anglistykę i italianistykę w Uniwersytecie Warszawskim, uzyskał także stypendia w Instytucie Hoovera, Uniwersytecie Stanforda oraz na uczelniach włoskich). Był ambasadorem RP w Irlandii, kiedy Polska została przyjęta do struktur europejskich. Tam był świadkiem tego niezwykłego fenomenu, kiedy liczba Polaków zamieszkałych na Zielonej Wyspie praktycznie z dnia na dzień (no może w ciągu kilku miesięcy) zwiększyła się z kilku do kilkuset tysięcy.

|
Było to trudne zadanie zmierzyć się z tak nagłą zmianą, poradził sobie. Kolejnym wyzwaniem była placówka w Nowym Jorku przy ONZ. Trzy różne kultury, ten sam pień. To dobrze, że przynajmniej w tym przypadku polska biurokracja zachowała zdrowy rozsądek, bez niepotrzebnych eksperymentów. Doświadczenie jest ważne, mamy ambasadora, który w naszych sprawach siedzi od lat.
Takie wrażenie można było odnieść w trakcie spotkania ambasadora z polonijnymi dziennikarzami. Dobra orientacja w lokalnych tematach, otwartość i znajomość polityki brytyjskiej, polityków i układu sił w tym kraju.
I gotowość podjęcia współpracy, o czym świadczy nasze spotkanie już w pierwszym miesiącu urzędowania.
Ambasador Witold Sobków wywodzi się z nowej generacji polskich dyplomatów. Kariery swojej nie zawdzięcza partyjnym rozdaniom. Selekcję przeszedł w ramach konkursów organizowanych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych na początku lat 90. Może w końcu wyrasta nam klasa urzędników państwowych, dla których sprawy państwa są nadrzędne? Daleko nam zapewne do Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii – jak zauważył sam ambasador – ale pomarzyć można.
Mamy więc polskiego dyplomatę, który opanował sztukę dyplomatycznego współżycia. Jej najbardziej radykalną formę stosują Brytyjczycy: I agree to disagree. Zwykle tą metodą można zajść dalej niż naszym słowiańskim uporem, nieustannym osaczaniem wroga.
Witold Sobków, jak przystało na dyplomatę, bierze pod uwagę wszystkie opcje rozwoju sytuacji. Nawet referendum na temat brytyjskiego członkostwa w Unii Europejskiej. – Nie trzeba czekać na precedensy, każda sytuacja ma swoje rozwiązanie – zaznacza. Oczywiście mniej lub bardziej korzystne dla Polski. Nie jesteśmy głównymi graczami przy stole, o czym niestety polscy politycy często zapominają.
W ciągu miesiąca nowy ambasador zdołał zapoznać się z najbardziej newralgicznymi i najmniej prestiżowymi aspektami obsługi konsularnej w Londynie. Zna trudności, które dla obywatela RP stojącego w deszczu na Cavendish często są niewidoczne. Bo często w celu wyrobienia paszportu dla jednego członka rodziny przychodzą wszyscy, a konsulat dysponuje bardzo ograniczoną przestrzenią.
– Więcej miejsca będzie w nowym budynku, nieopodal Strandu – obiecuje ambasador. – W budynku już czas jakiś zakupionym, w którym nic się nie dzieje? – okazali zdziwienie dziennikarze. – Obowiązują nas przepisy brytyjskie. Zanim dojdzie do przestrzennego przystosowania budynku dla naszych potrzeb, potrzebne są zgody brytyjskich instytucji. Takie są wymogi, nie mamy na to wpływu. Budynek będzie przystosowany na początku przyszłego roku – zapewniał ambasador.
Pierwsze wrażenie dobre, dostępność i otwartość przedstawiciela RP na Wyspach. Dyplomata już doświadczony i otwarty na współpracę. Życzymy samych sukcesów.
|