Temat powrotów w agendzie obecnego rządu wraca jak bumerang. Trzeba dodać, kosztowny bumerang. Ile rząd do tej pory wydał na druk nikomu niepotrzebnych broszur, na biura porad? A co w tym czasie, między jedną akcją a drugą, rząd zrobił by poprawić sytuację na rynku pracy? Dlaczego w dalszym ciągu założenie firmy w Polsce graniczy z cudem, składka ZUS-u kosztuje fortunę, a skarbówka tylko czeka na upadłość firmy na dorobku, żeby zająć prywatny majątek niepokornych obywateli, których opętał pomysł zostania kapitalistami?

|
Kto o tym decyduje, że kolejny projekt „powrotów” pilotuje w Londynie za pieniądze polskiego podatnika najstarsza polska gazeta, trafiająca do czytelników, których kariera biznesowa już nie interesuje, a tym bardziej powrót do kraju?
O tym, że „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” uruchomił punkt konsultacyjny udzielający rad, w jaki sposób wrócić do kraju, dowiedziałem się z mediów krajowych. Być może informowani są o nim czytelnicy rzeczonej gazety, ale grupa docelowa takiej akcji chyba nie należy do ich grona. Ale po co nagłaśniać, to kosztuje i może przysporzyć kłopotów. Przyjdą, nie daj Boże, interesanci i będą marudzić. Wystarczyło przekonać decydentów i dostać pieniądze na tego typu aktywność.
Ile Wspólnota Polska, która z kolei dostała fundusze od polskiego MSZ, przeznaczyła na londyńską akcję? Powinniśmy uzyskać odpowiedź na tak podstawowe pytanie, w końcu w Polsce, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, obowiązuje prawo nakazujące instytucjom państwowym, które wydają pieniądze podatnika, pełną przejrzystość finansową. Ciekawe też, jakim powodzeniem cieszy się dziennikowe biuro porad. Nie chciałbym sprawy przesądzać na podstawie swojego doświadczenia czy swojej niewiedzy. Może nie trzeba ogłaszać takiej usługi we wszystkich możliwych mediach (z wyłączeniem oczywiście „Nowego Czasu”, bo taki tytuł w świadomości zarządzających „Dziennikiem Polskim i Dziennikiem Żołnierza” nie istnieje!), a wici i tak dotrą do zainteresowanych, tęskniących za powrotem do kraju Polaków. Nie wiem, nie mam takiego doświadczenia i podziwiam innych za odwagę, bo z równie małym doświadczeniem podejmują się tak odpowiedzialnego zadania. Podziwiam też decydentów, którym brak doświadczenia akredytowanej instytucji nie przeszkadza. Takie czasy, przypominające trochę radosną aktywność początków PRL-u. W takich okolicznościach (przyrody, jakby dodał prześmiewca tamtego systemu, Jan Himilsbach) oficjalnie powtarzano hasło na transparentach: Nie matura lecz chęć szczera czyni z ciebie oficera.
Więc teraz też liczy się chęć szczera (złośliwi nazywają to tupetem lub hucpą) i przetarte szlaki w odpowiednich departamentach.
Statutowo zarówno Wspólnota Polska jak i podmioty wybrane (podobno komisyjnie) do realizacji projektów mają złożyć odpowiednie sprawozdanie dotyczące wydanych środków, co przy kreatywności księgowej jest dziecinnym zadaniem. Być może dlatego za projekt „Powroty” w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” odpowiedzialna jest jego księgowa. Przepraszam, dopuściłem się małego nadużycia – za projekt odpowiada nie gazeta, ale jej wydawca, czyli Polska Fundacja Kulturalna, a księgowa jest jej dyrektorem.
Te wszystkie pytania, którymi rozpocząłem swój felieton powinni rządzącej partii zadać wyborcy, bo tak naprawdę to nie o powroty chodzi, a o pozyskanie głosów rodzin emigrantów. Wystarczy pokazać, że rząd nie zapomniał o ich najbliższych. Tania troska za głosy, za duże publiczne pieniądze.
|