Pierwsze dni nowego roku szkolnego. Przed bramą podstawówki w Feltham, w której uczy się mój syn, spotykam dużą grupę polskich znajomych – rodziców innych dzieci. Zaraz rozdam im kartki z pytaniami, taki mój minisondaż dotyczący Brexitu. Wcześniej tłumaczę, do czego potrzebna mi ta wiedza, i że poszukuję odpowiedzi „wprost z ulicy”. – Wypełnicie rubryczki? – pytam. – No dobrze, wypełnimy – odpowiadają po namyśle, ale niezbyt zgodnym chórem, więc się lękam, że niechętnie. – Obok bazowych odpowiedzi możecie dopisać komentarz, jakąś większą informację, cokolwiek chcecie – proszę i zachęcam. – Na kolanie zrobić się tego nie da – zauważa ktoś z grupy. – Dobrze, w takim razie napiszcie w domu, a kartki zbiorę za tydzień. Dodatkowo szablon z pytaniami roześlę przez fejsbuka. Macie znajomych, udostępniajcie. Im więcej ludzi coś powie, tym ciekawiej będzie...
Feltham to część londyńskiej gminy Hounslow, w której zamieszkuje ponad dziesięć tysięcy Polaków. Uczniowie z polskich rodzin stanowią duży procent w każdej z kilkunastu publicznych szkół podstawowych i średnich. Na terenie Hounslow mieści się polska szkoła sobotnia i redakcja jednego z polonijnych tygodników, a w Feltham, w angielskiej parafii rzymsko-katolickiej, odprawiane są msze przez polskiego księdza W wielu miejscowych firmach pracują Polacy jako robotnicy o różnych kwalifikacjach. W szpitalu w Hounslow są polscy lekarze, w szkołach polscy nauczyciele, w bankach polscy doradcy finansowi. Kilka większych lokalnych biznesów handlowych, usługowych i produkcyjnych jest owocem polskiej zaradności i przedsiębiorczości. Zatem można tutaj pytać ludzi o to, co osiągnęli po przyjeździe do Wielkiej Brytanii, jak postrzegają swój obecny status społeczny, jak widzą swoją przyszłość, czego są pewni, a czego niepewni.
Mija kilka dni. Na chodniku przed szkołą odbieram prawie czterdzieści papierowych arkuszy. Przeglądam je pobieżnie i widzę, że są wypełnione... Na fejsie też zaczynam odbierać korespondencje. Większość fejsbukowych przesyłek to dłuższe lub krótsze opowieści, które staram się przypasować do sondażowych pytań. Zaczyna wyłaniać się obraz sytuacji. Dostrzegam, że wynik mojego sondażu jest w kilku punktach podobny do wyniku uzyskanego przez jeden z poważnych instytutów badań rynkowych i społecznych. Nie pojawia się w tych sondaży zbyt wiele, a tamten, sprzed kilku miesięcy, zapamiętałem jako dość konkretny.Według instytutu nie zamierzało opuszczać Wielkiej Brytanii siedemdziesiąt osiem procent przepytanych Polaków – u mnie osiemdziesiąt pięć procent. W sondażu instytutu dziesięć procent badanych zaplanowało wyjazd do Polski z powodu Brexitu – u mnie pięć procent. Kilka procent było niezdecydowanych. U mnie też. Ciekawostka: aż czterdzieści procent Polaków na Wyspach chciało ubiegać się o obywatelstwo brytyjskie – poinformował instytut! W moim sondażu osób planujących uzyskać obywatelstwo brytyjskie jest jedna czwarta. Czy to efekt obawy przed czymś, a może uzasadniona konieczność? Do tej pory spośród milionowej liczby Polaków w Wielkiej Brytanii obywatelstwo tego kraju posiada, według różnych szacunków, zaledwie siedem – osiem procent.
– Rząd nie wyrzuci z kraju swojego obywatela – pisze w komentarzu Artur, który uzyskał obywatelstwo brytyjskie po sześciu latach pobytu w Anglii. – Wpadłem na pomysł ubiegania się o nie, gdy przyjechałem w 2009 roku. Wtedy była to decyzja tak na wszelki wypadek. Przepracowałem odpowiednią liczbę lat, opanowałem język, zdałem test i zaliczyłem rozmowę weryfikacyjną, opłaciłem niemałe koszty całej procedury, a więc spełniłem wszelkie wymogi i obywatelstwo mam. Nie boję się Brexitu, bo problem mnie nie dotyczy. Wielu Polaków mogło zrobić to samo – dodaje Artur. – Byli za leniwi, albo nie myśleli, że coś może się zmienić... Może też pożałowali pieniędzy potrzebnych na ten cel. Oprócz pracy uczyłem się tutaj i opłaciłem własne studia. Dziś mam kontrakt w jednej z firm obrotu nieruchomościami i żyję całkiem wygodnie.
– Zagapiliśmy się z tym obywatelstwem, a kiedyś było o nie łatwiej niż teraz – napisała Agnieszka, która jest w Anglii od dwunastu lat, a jej mąż jeszcze dłużej, bo od 2004 roku. – Mogliśmy to załatwić dawno temu i nie byłoby tematu Brexitu, dyskusji, czy będziemy mogli tu pozostać bez ubiegania się teraz o zgodę na pobyt, wyjeżdżać stąd swobodnie i wracać. – Ale nadrabiamy zaległości i jesteśmy w trakcie procedury starania się o obywatelstwo brytyjskie.
Kilka procent moich respondentów myśli o powrocie. Spośród nich jedna osoba stwierdziła, że „po Brexicie będzie gorzej, skończy się tolerancja dla obcych, trudno będzie o pracę: – i dlatego decyduje się na powrót do kraju. Ktoś podał inną przyczynę: kilka lat pracy w Anglii pozwoliło mu zainwestować pieniądze w Polsce w kupno mieszkania, jest fachowcem samochodowym, wraca bo w Polsce nie będzie mieć kłopotów z pracą. Jedna osoba jako przyczynę podała sprawy rodzinne, ale bez szczegółów.
Większość moich respondentów jest w wieku od trzydziestu do czterdziestu lat. Mają różne zawody i różny status materialny. Na pytania sondażowe odpowiadali „tak”, „nie”, „nie wiem” tworząc tylko statystykę. W komentarzach pojawia się proza życia:
– Nie wierzę, że Wielka Brytania chciałaby pozbyć się nas, którzy mieszkają tu i pracują uczciwie od dawna – napisał Janusz. – Potrzebni są ludzie do wielu prac: ja jestem kierowcą, a moja żona pracuje w supermarkecie.
– Mamy mieszkanie z councilu, które planujemy wykupić od gminy. Nasze dzieci, które
tutaj się urodziły, mają paszporty brytyjskie, bo przyszły na świat, gdy byliśmy w Wielkiej Brytanii już ponad pięć lat. Jestem przekonany, że uzyskanie statusu osoby osiedlonej będzie w naszym przypadku zwykłą formalnością. Nie planuję wracać do Polski. Tutaj moje życie jest w biegu. W Polsce zaczynałbym od zera.
– Trochę się obawiam, że rząd wykorzystując Brexit jeszcze bardziej przytnie zasiłki – pisze Marta, niepracująca matka trójki dzieci. – Mąż zarabia na opłaty bytowe, zasiłki są dla nas dużą pomocą. Mimo wszystko, choć mamy czasem pod górkę, chcemy pozostać tutaj. Dzieci rosną i wkrótce pójdą do szkoły, więc i ja znajdę sobie jakąś pracę. Z pracą nie ma problemów. Wystarczy chcieć.
– Niedawno ambasador Polski w Wielkiej Brytanii Arkady Rzegocki udzielił wywiadu dla „The Daily Telegraph” – napisał Patryk, którego zdaniem polscy dyplomaci i wcześniej i obecnie posługują się ogólnikami. – Ambasador powiedział, że widmo Brexitu sprawiło, że Polacy mogą chcieć wrócić do kraju i podkreślił, że cały czas współpracuje z rządem brytyjskim, aby zapewnić bezpieczną przyszłość milionowi Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Moja bezpieczna przyszłość w tym kraju to moja pozycja zawodowa i społeczna. Pracuję jako inżynier w firmie komunalnej, zarabiam na tyle dobrze, że kupiłem dom i poziomem życia nie odstaję od moich angielskich kolegów. O kontrakcie z firmą zadecydowały moje umiejętności i przydatność, a nie czyjaś łaska, że byłem ubogim imigrantem.
– Kiedyś w Polsce otworzyłem małą firmę usługową i zakończyłem działalność tonąc w długach dla skarbówki i ZUS-u – wspomniał swoją przeszłość Leszek, który ma w Hounslow firmę budowlaną i zatrudnia ludzi. – Z tą samą głową i mając te same ręce do pracy w ciągu zaledwie siedmiu lat rozwinąłem tutaj swój biznes na tyle, że nie boję się o przyszłość. Pamiętam artykuł z polskiej gazety zatytułowany „Wróć z emigracji, to rząd pożyczy ci pieniądze na biznes”. Chodziło o to, że obecny rząd w Polsce obiecywał dla osób powracających z Wielkiej Brytanii do kraju specjalne pożyczki na uruchomienie działalności gospodarczej. Uśmiałem się, a gazetę wyrzuciłem do kosza. Taka akcja nie ma sensu. W Polsce są Polacy, którym trzeba pomagać. Nie wyjadę z Wielkiej Brytanii. Kupiłem tutaj dom, firma działa, jestem poważnym podatnikiem.
– Mnie niepokoją kwestie umów handlowych, przepisy odnośnie przywożenia towarów z Unii Europejskiej do Wielkiej Brytanii, bo prowadzę sklep i hurtownię – komentuje Andrzej, wspólnik w firmie oferującej polską żywność . – To tematy, na które nadal nie ma odpowiedzi. Jednak bez względu na sytuację, nie zamierzam wyjeżdżać z Wielkiej Brytanii po Brexicie. Nie sklep to restauracja, nie restauracja to inny biznes – raczej sobie poradzę, bo działam w tym kraju od blisko piętnastu lat.
– Jakiś czas temu polskie Ministerstwo Rozwoju informowało, że spodziewa się powrotu nawet dwustu tysięcy Polaków z Wielkiej Brytanii – napisał do mnie na fejsbuku Rafał, specjalista w branży inżynieryjnej, zatrudniony w firmie świadczącej usługi dla lotniska Heathrow. – Skąd taka liczba? Była wynikiem szacunków wynikającym z podaży pracy w kraju, w tym liczby nowych miejsc pracy dla specjalistów i fachowców. Ale czy była wynikiem oszacowanego popytu? Gdybym chciał przenieść się do Polski na podobne stanowisko, zarobiłbym trzy razy mniej, co przy obecnych kosztach życia w Polsce byłoby zamianą siekierki na kijek. Zostaję tutaj, poproszę o status osiedleńca i nie spodziewam się większych trudności w uzyskaniu tego dokumentu.
|